czwartek, 29 stycznia 2015

Codzienne opowiadanie: Neil Gaiman "Morderstwa i tajemnice" (zbiór "Dym i lustra")

Cykl dla tych, którzy starają się czytać codziennie chociaż jedno opowiadanie...

Tym razem sięgnąłem po dłuższej przerwie ponownie po „Dym i lustra” Neila Gaimana. Wszystko dlatego, że ten zbiór kojarzy mi się szczególnie mocno z początkiem zimy. Twórczość Gaimana znam bardzo dobrze, ale mimo to zadziwia mnie jego umiejętność ukazywania znanych tematów z nowej, ciekawej strony. Gaiman wzbudza we mnie zazdrość o lekkość stylu. Czytając jego historie mam nieodparte wrażenie, że ten, czy inny tekst, napisał w dzień, czy dwa, ot tak, bez kombinowania, dopracowywania i przepisywania go po sto razy. Podobne odczucia miałem, czytając „Morderstwa i tajemnice”, ze wspomnianego zbioru. Początek smakowity, bo już w czwartym akapicie mamy scenę z robieniem laski i biegiem kochanki do kuchennego zlewu, aby po wszystkim przepłukać usta. Później sprytne zagranie, niespodziewanie zaczyna się historia ukryta w historii, bo główny bohater spotyka nieznajomego, który w zamian za fajkę i zapałki, odwdzięcza mu się opowieścią. Od razu domyślamy się kolejnego chwytu, a mianowicie tego, że ów nieznajomy jest kimś więcej, niż tylko menelem. I tutaj robi się niebezpiecznie, bo nagle pojawia się wątek aniołów, który w realiach urban fantasy wałkowano swego czasu do znudzenia. W tym momencie przerwałem na chwilę lekturę w obawie, że zaraz zostanę uraczony ogranymi motywami, ale na szczęście Gaiman robi, to co zwykle – zadziwia „fajnością” pomysłu na własną historię o aniołach. Narzuca jej formę klasycznego kryminału z detektywem w roli głównej, bawi się kulturowymi aluzjami, antropologicznymi nawiązaniami, aby na koniec zaserwować nam rozwiązanie intrygi, dotyczącej śmierci i miłości z Lucyferem w tle. To opowiadanie aż prosi się o komiksową adaptację (być może ją stworzono, a ja o tym nie wiem?). Fabuła jest wciągająca i satysfakcjonująca, a wszystko wzbogacają i spajają w całość wiarygodne opisy L.A. (Tylko to miasto mogło się tu sprawdzić). Skojarzenie być może bez znaczenia, ale podczas lektury, przed oczyma miałem cały czas shootera FPP, pt. „Requiem: Avenging Angel” (3DO 1999). Polecam jedno i drugie.

AUTOR/ ŁUKASZ ŚMIGIEL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz